0 produkty/ów
Brak produktów w koszyku.
Powrót do sklepuCzy tego chcemy czy nie, po tegorocznym lecie zostały już tylko wspomnienia w postaci zdjęć z ustawek szosowych, gdzie każdy był ubrany „na krótko” (a i tak było za ciepło). Aura za oknem oraz wcześnie zachodzące słońce zmusza do główkowania się, jak wykonać trening w komfortowych i bezpiecznych warunkach. Oczywiście szafa pełna jesienno-zimowych ciuchów, przełajowy rower, w którym kierownica ugina się od oświetlenia może być rozwiązaniem, ale dlaczego nie skorzystać z rozwoju techniki i zainwestować w trenażer? W tym artykule chcę Wam pokrótce przedstawić jakie są rodzaje trenażerów, czym się kierować w zakupie, na co zwrócić uwagę, a co jest chwytem marketingowym. Postaram się podzielić wiedzą z własnego doświadczenia z użytkowania tych trenażerów, a nie kopiować specyfikację ze strony producenta. Dam Wam również kilka „pro-tipów” na temat efektywnego i przyjemnego spędzenia okresu zimowego na rowerze w czterech ścianach.
Trenażery możemy podzielić zarówno ze względu na sposób mocowania roweru, oraz ze względu na sposób wytwarzania obciążenia. O ich rodzajach chcę wspomnieć wyłącznie z kronikarskiego obowiązku, zaś bardziej szczegółowo zagłębić się w ostatnią grupę (tam tez opiszę dlaczego).
Trenażery rolkowe to najprostsze w budowie urządzenie. Tak zwana „rolka” charakteryzuje się tym, że rower nie jest wpięty na sztywno. Podczas jazdy trzeba cały czas balansować rowerem, bo chwila nieuwagi może poskutkować wywrotką zupełnie jak na treningu na zewnątrz. Pomagają ćwiczyć motorykę, technikę oraz utrzymywanie równowagi.
Trenażery magnetyczne/elektromagnetyczne/hydrokinetyczne to grupa trenażerów, w których rower montuje się za oś tylnego koła. Opór wytwarzany jest poprzez dociśnięcie do tylnej opony rolki połączonej z kołem zamachowym. Przeważnie nazywa je się trenażerami „magnetycznymi” ze względu na przewagę magnetycznego mechanizmu oporowego w tych urządzeniach, ale często błędnie nazywa się tak wszystkie trenażery o takim sposobie mocowania roweru. Z pewnością rzuciły Ci się kiedyś w oczy kolorowe (całe czerwone lub niebieskie) tylne opony w rowerach – to opony o specjalnej mieszance gumy przeznaczone do korzystania właśnie z tymi urządzeniami.
Trenażery Direct Drive (DD) to najbardziej rozwinięta grupa trenażerów. Na bębenku kasety spiętym z kołem zamachowym trenażera należy zamontować zębatkę tylną dedykowaną do napędu w naszym rowerze. Taki trenażer wpinamy zamiast tylnego koła w naszym rowerze.
Urządzenia z bezpośrednim napędem (DD), mimo tego, że są najdroższe z całego zestawienia, to jednak wyparły pod względem sprzedaży pozostałe rodzaje. I nic dziwnego – możliwość wpięcia roweru bezpośrednio pod układ generujący opór pociągnęło za sobą szereg zalet. Przede wszystkim, dzięki stosowaniu kół zamachowych o większej wadze, odczucie jazdy jest zdecydowanie bardziej zbliżone do odczuć prawdziwej jazdy na zewnątrz. W trenażerze magnetycznym czujemy się, jakbyśmy „tylne koło umieścili w piaskownicy i próbowali pedałować” – takie zasłyszane kiedyś przeze mnie porównanie najlepiej chyba oddaje różnicę między nimi.
Kolejna przewaga trenażerów Direct Drive to chyba największa obawa klientów jeśli chodzi o jakiekolwiek urządzenie do treningu stacjonarnego – hałas i wibracje. Zastosowanie bezpośredniego przeniesienia napędu pozwoliło przenieść i pod tym względem trenażery na zupełnie inny poziom. Mimo drobnych różnic między poszczególnymi modelami, można śmiało postawić tezę, że w porównaniu do trenażerów magnetycznych, każdy trenażer Direct Drive jest cichy. Pieszczotliwe określanie poprzedniej generacji trenażerów „pralkami” nie wzięło się znikąd 😉
Nowszy trenażer to też lepsza kompatybilność z nowymi trendami w rowerach. Mam tu na myśli przede wszystkim hamulce tarczowe i sztywne osie „thru-axle”. Jak wspominałem przy trenażerach magnetycznych, mocujemy go do osi koła. Wprowadzenie do standardu w rowerach szosowych sztywnych osi zaczęło wymagać stosowania różnego rodzaju adapterów, których często brak było w zestawie z trenażerem. Były one nierzadko również ciężko dostępne jako część na zamówienie. Każdy nowy trenażer Direct Drive porządnej produkcji będzie miał przewidzianą przez producenta możliwość montażu roweru zarówno na szybkozamykacz Quick-Release, jak i sztywną oś thru-axle, w standardzie zwykłym jak i Boost znanym z rowerów MTB.
Teoretycznie zakupiony trenażer można wypakować, wpiąć w niego rower i zacząć jazdę. Nie wykorzystamy jednak w pełni możliwości jakie daje nam większość trenażerów DD, mianowicie dynamicznej zmiany oporu przez aplikacje zewnętrzne. Pod tym „marketingowym” hasłem, kryje się to, co przeważnie większość klientów szuka w trenażerach, czyli „chcę aby jadąc pod górę na Zwifcie robiło mi się ciężej!”. Jest to funkcja, która mocno uatrakcyjnia jazdę po wirtualnym świecie Zwifta, a także pomoże wykonać ustrukturyzowany trening na konkretnych wartościach mocy. Przykładowo: rozpisane przez trenera zadanie 6x3min po 320W, z przerwą 3 min 150W, takie zadanie możemy wykonać nie zmieniając żadnego przełożenia. Trenażer sam dostosuje obciążenie do przełożenia na jakim jedziemy i naszej kadencji. Taki tryb pracy trenażera nazywa się „trybem symulacji/ERG”.
UWAGA! Celowo nie użyłem jeszcze ani razu określenia „SMART”. Nie każdy trenażer „smart”/interaktywny będzie miał wyżej wspomnianą funkcjonalność! Jest to często stosowane marketingowe nadużycie. Odnosi się ono do transmitowania przez trenażer danych o generowanej mocy, kadencji, prędkości, które można odbierać i wyświetlać na liczniku rowerowym pokroju Garmina/Wahoo. Nie jest to równoznaczne z możliwością pracy w trybie ERG o którym pisałem wyżej. Tyczy się to jednak raczej trenażerów starszych. Przykładem może być Elite Turno, lub jego poprzednik Elite Turbo Muin, który ma olejowy mechanizm oporowy i nie wymaga podpięcia do stałego zasilania. Transmituje on dane o generowanej mocy przez co możemy za jego pomocą „napędzać nasz awatar” w Zwifcie, ale jeśli oczekujemy, że sam zwiększy obciążenie jadąc pod górę, musimy jednak wybrać trenażer z wyższej półki. (Nie zmienia to faktu, że to wciąż dobry trenażer!)
Sama łączność trenażera z innymi urządzeniami nie jest specjalnie skomplikowana. Każdy czujnik, a także trenażer transmituje dane w systemie ANT+ lub Bluetooth. Można zatem trenażer sparować z zegarkiem, licznikiem tak jak każdy inny czujnik tętna, prędkości, kadencji. Warto jednak pamiętać o ograniczeniu w systemie Bluetooth, które pozwala na komunikację „1 do 1” – jeden czujnik Bluetooth może transmitować dane maksymalnie do jednego urządzenia w tym samym momencie. Jeżeli zatem przykładowo chcesz wyświetlać dane tętna zarówno na Zwifcie na komputerze, oraz jednocześnie do licznika/zegarka rowerowego, w tym wypadku będziesz musiał skorzystać z protokołu ANT+.
ANT+ jest protokołem wprowadzonym w 2004 przez firmę Garmin do komputerów rowerowych. Komputery stacjonarne, laptopy, nie mają wbudowanego odbiornika ANT+ (w przeciwieństwie do Bluetooth), zatem chcąc skorzystać z tego protokołu do transmisji danych do Zwifta uruchomionego na takim urządzeniu, potrzebujemy zewnętrznego odbiornika ANT+ wpinanego w port USB. Swojego czasu było dużo problemów ze sterownikami Bluetooth do Windowsa 10, i było mnóstwo problemów z łączeniem trenażera do komputera PC z Windowsem przez Bluetooth, dlatego sam z doświadczenia często zalecam zaopatrzyć się w to urządzenie.
Jeśli mamy problem z wyszukaniem czujnika, np. kadencji czy mocy, pamiętajmy żeby zrobić kilka obrotów korbą. Czujniki po dłuższym czasie bez reakcji użytkownika przechodzą w „tryb uśpienia”.
… a co nie ma większego znaczenia a jest tylko hasłem reklamowym?
Dokładniejszą pomoc w celu rozwiania tych i innych wątpliwości oferujemy w naszym sklepie, jesteśmy do Waszej dyspozycji 🙂